Pierwszym diecezjalnym moderatorem

Domowego Kościoła w diecezji drohiczyńskiej

był ks. Marian Świerszczyński.

 

 

 Urodził się 18.07.1939 r. w Boćkach. Tu ukończył szkołę podstawową, natomiast liceum ogólnokształcące w Bielsku Podlaskim, a Wyższe

 Seminarium Duchowne w Drohiczynie. 29 czerwca 1962 r. przyjął święcenia kapłańskie z rąk ks. bp. Władysława Jędruszuka. Na jego kapłańskiej drodze znalazły się: wikariat w Rudce (19631965); praca na stanowisku notariusza Kurii Diecezjalnej w Drohiczynie (1965-1966); wikariaty w Siemiatyczach (1966-1973) i w Drohiczynie (1973-1979); dalej studia zaoczne z zakresu liturgiki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim (1976-1980); kolejno wikariat w parafii Ciechanowiec (1979-1982); ponownie praca na stanowisku notariusza w Kurii Diecezjalnej w Drohiczynie (1982-1983) oraz wicekanclerza Kurii Diecezjalnej w Drohiczynie (1983-1985).

Następny etap stanowiły samodzielne placówki duszpasterskie w parafiach: Wyszki (1985-1988) i katedra w Drohiczynie (1988-1997). Ostatnią placówką była parafia Podwyższenia Krzyża Świętego w Hajnówce (od dnia 4 lutego 1997 r. do dnia śmierci 18 czerwca 2007r.).

Podczas pasterskiej posługi pełnił następujące urzędy i funkcje o charakterze diecezjalnym: duszpasterz Służby Liturgicznej (1968-1994); diecezjalny moderator Ruchu Światło-Życie (1968-1994); korespondent diecezjalny Biura Prasowego Episkopatu Polski (1983-1985); członek Rady Kapłańskiej (1985-1991); członek Kolegium Konsultorów (1986-1991); członek Komisji Seminaryjnej ds. wychowania (1988-1992); przewodniczący Komisji ds. osób i posług I Synodu Diecezji Drohiczyńskiej (1994-1997); diecezjalny moderator Domowego Kościoła (1982- 2005); dziekan Dekanatu Hajnowskiego (od 25.03.1997 - do dnia śmierci); zastępca Komisji ds. liturgii Diecezjalnego Komitetu Organizacji Pielgrzymki Jana Pawła II do Drohiczyna (1998-1999).

Ks. prał. Marian Świerszczyński otrzymał następujące tytuły i odznaczenia: magister teologii (12.05.1980); kanonik honorowy Drohiczyńskiej Kapituły Katedralnej (06.02.1993); kanonik gremialny Drohiczyńskiej Kapituły Katedralnej (25.03.1997); kapelan Jego Świątobliwości (13.02.2003).

 

 

 

 

 

 

Nie wszystek umrę, wiele ze mnie tu zostanie… czyli o ks. Marianie mniej oficjalnie:

 

 

 WSPOMNIENIE oparte na wypowiedziach i tekstach powstałych bezpośrednio po śmierci Ks. Mariana, w dniu pogrzebu, a także materiałach opublikowanych w gazetce parafii Podwyższenia Krzyża Świętego w Hajnówce „Dobra Nowina” oraz „Niedzieli”

Zdjęcia z archiwów  prywatnych

Święcenia kapłańskie - Drohiczyn - 29 czerwca 1963

 

 

Fragment rozmowy z ks. Marianem Świerszczyńskim, opublikowanej w „Dobrej Nowinie” Nr 8/2003:

 - Kiedyś na rekolekcjach Domowego Kościoła opowiadał Ksiądz o znajomości z ks. Franciszkiem.

-Tak, bo osobowość ks. Blachnickiego wpłynęła bardzo głęboko na postawę wielu kapłanów, wywarła bardzo wyraźny wpływ równieżna moje kapłaństwo na odczytanie kształtu posoborowego duszpasterstwa. Możliwość poznania Ojca Franciszka, osobisty kontakt i współpraca w latach 70-tych, okazały się dla mnie i wielu innych księży, zainteresowanych Ruchem i przenoszących jego ideę do swoich diecezji, wielkim darem i zaszczytem. Stąd zainteresowanie, będącym na ukończeniu, procesem beatyfikacyjnym naszego duchowego Ojca i nadzieja, że niebawem będzie wyniesiony na ołtarze...

Oaza I stopnia, Drohiczyn, 1978r. 

Fragmenty rozmowy, w której uczestniczyli m.in. Jadzia i Szczepan Barbachowscy z Węgrowa oraz Basia i Irek Siemkowie z Kamionnej :

Jadzia: Współpracowaliśmy z ks. Marianem Świerszczyńskim od 1992 do 2005 roku. Nasz moderator był człowiekiem o wielkiej osobowości. (...) Przeżyliśmy z nim kilkanaście rekolekcji przeprowadzonych wspólnie. Kochał ludzi, kochał dzieci, kochał całą wspólnotę, do której Pan Bóg go posyłał. Zawsze z wielkim namaszczeniem przygotowywał nas do liturgii, której bardzo dużo czasu poświęcał w czasie każdych rekolekcji. (...) Ostatni raz byliśmy u niego 18 grudnia ubiegłego roku. Przyjechaliśmy z Basią i Irkiem na Mszę św. w jego intencji. Zabrał nas do siebie na kolację. Była to ostatnia kolacja z ks. Marianem. Nigdy jej nie zapomnimy. (...) Martwił się o Domowy Kościół. Prosił, żebyśmy służyli na miarę własnych sił, a on swoje cierpienie ofiarowuje m.in. w intencji wspólnoty. (...) Żegnając się z nami tulił nas do siebie, błogosławił i przyciskał do serca. Wiedział, że to jest nasze ostatnie spotkanie. Nigdy tego spotkania nie zapomnimy. Nie zapomnimy go, jako człowieka, jako najukochańszego ojca, którego Bóg postawił na naszej drodze życia.

Szczepan: Mimo, że w 2005 roku zrezygnował z posługi moderatora diecezjalnego, to jednak w naszych sercach pozostał jako honorowy moderator wspólnoty do końca swoich dni. Bo to on właśnie zaczynał z ks. Blachnickim i przeniósł to, czego się nauczył na naszą młodzież, na rodziny... Kiedy był podział terytorialny, kiedy powstała nasza diecezja, obwiózł nas po tej stronie Bugu – Bielsk, Hajnówka, Siemiatycze, Ciechanowiec – żebyśmy poznali te tereny. Chciał, żebyśmy w jakiś sposób jednoczyli wspólnotę po obu stronach rzeki. Czy nam się to udało? Nie nam sądzić. Myślę, że po ludzku zrobiliśmy wszystko, co byliśmy w stanie zrobić. On chciał tej jedności, jedności Domowego Kościoła, jedności z młodzieżą Ruchu Światło-Życie. (...)

Basia: Jak dzisiaj zaczęła się Eucharystia i Nieszpory, przypomniałam sobie, jak ksiądz uczył na rekolekcjach naszą wspólnotę Liturgii Godzin. Pamiętam to. Tłumaczył cierpliwie. Od niego uczyliśmy się jak uczyć. Sami już trochę czegoś się nauczyliśmy, ale uczyć kogoś, to nie taka prosta sprawa. Nie wystarczy samemu wiedzieć, ale trzeba wiedzieć jak przekazać to, co się wie. I pamiętam z jak wielkim namaszczeniem sprawował Eucharystię na wszystkich rekolekcjach, które prowadził. I pamiętam jego homilie pełne ducha i ekspresji. Był cały zaangażowany.

Irek: Mnie zostały w pamięci pierwsze spotkania na plebanii w Drohiczynie - ta otwarta dla wszystkich plebania. Jak on się przejmował wszystkim - dni wspólnoty, opłatek... O wszystko pytał, o wszystko się troszczył, o wszystkim pamiętał...

Jadzia: ...czy ci na wszystko starczy, czy na to, czy na tamto, a może ci dam...? On o wszystko się martwił, jak mało który kapłan. On wiedział, że posługa pary diecezjalnej to wielki trud, że z tym się wiążą duże koszty, że trzeba stale kombinować, by na wszystko starczyło. (...)

Szczepan: Ks. Marian pojmował istotę Kościoła tak jak ks. Blachnicki - poprzez duży udział wiernych w życiu Kościoła. Tak to pojmował, dlatego żył Ruchem.

Basia: I patrzcie, zmarł w roku „Pamięć i tożsamość”   (hasło roku formacyjnego 2006/2007 )...

Irek: Myśleliśmy, żeby przeprowadzić rekolekcje z jego udziałem na ten temat. Planowane były na maj, ale odeszliśmy od tego pomysłu, był zbyt słaby, nie podołałby....

Basia: Zawsze jak się z nim spotykałam, to doświadczałam takiego całkowitego przyjęcia i ogromnej miłości. Rzadko kiedy jak się z kimś spotykasz, to czegoś takiego doświadczasz. A z nim tak było za każdym razem. I nieraz się zastanawiałam: Czy on mnie jakoś specjalnie lubi, czy ma taką miłość do ludzi? Wiele razy się nad tym zastanawiałam.

Jurek: Wy mówicie o całokształcie. Ja byłem z ks. Marianem tylko przez dwa tygodnie. Tyle się znaliśmy. Nasza znajomość ogranicza się tylko do jednych rekolekcji w Samułkach ileś lat temu. I co ja zapamiętałem z tamtych czasów? Byłem na różnych rekolekcjach - krótszych, dłuższych - ale ks. Marian umiał nam pokazać jak należy żyć. Nie tylko powiedzieć, pokazać. On chciał ogarnąć wszystko i wszystkich, dla wszystkich miał serce. Z wdzięczności za te dwa tygodnie dziś tu jesteśmy. Jak on je prowadził... Byliśmy np. w Wałczu na rekolekcjach, ale to nie było to. Tu było tak rodzinnie...

Jadzia: Tak. To były przepiękne rekolekcje.

Szczepan: W czasie rekolekcji ksiądz się nie zamykał, nie stronił w wolnych chwilach. On przebywał cały czas z grupą, zawsze był dla ludzi, zawsze drzwi były otwarte, nie tak jak to się czasem gdzieś zdarza...

Romka: Wydawał się wyniosły, a absolutnie taki nie był. Był otwarty na wszystkich. Do każdego coś powiedział....

Szczepan: Jak się rozmawiało w Krościenku ze starszymi księżmi, kiedyś często jeździliśmy do Krościenka, to ci starsi, związani z Ruchem, znali bardzo dobrze ks. Mariana i pamiętam, że dobrze odbierali. Zawsze mówili: - Cieszcie się, że macie takiego księdza w diecezji.

Jadzia: I mieli rację.

Szczepan: Jak się zadzwoniło do ks. Mariana, że trzeba nam pomóc, bo jest jakiś problem – nie było sprawy. Jak wziął to na siebie, można było spać spokojnie. Wiedziało się, że to już załatwione. Szanował drugiego człowieka i szanował swoje słowo.

Jadzia: A wiecie co, dla nas on będzie żył zawsze...

 

Oaza I st Samułki 1998

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

 

 "W czasie choroby… lepiej zrozumiałem
 dlaczego właśnie przez cierpienie
 Chrystus zbawił świat.
 ...przekonałem się,
 jak wielką pomocą i siłą w cierpieniu jest wiara."  

                                  

 

 List od Moderatora Generalnego Ruchu Światło-Życie    

Z głębokim smutkiem przyjęliśmy w Centrum Ruchu Światło-Życie wiadomość o śmierci ks. prał. Mariana Świerszczyńskiego. Zmartwychwstanie Jezusa budzi w nas nadzieję na spotkanie w Domu Ojca i życie wieczne we wspólnocie zbawionych. Na ręce Księdza Moderatora Domowego Kościoła Diecezji Drohiczyńskiej przesyłam kondolencje i wyrazy współczucia połączone z serdeczną modlitwą. Ks. Świerszczyński zapisał się w pamięci kilku pokoleń oazowiczów jako długoletni bliski współpracownik sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego. Pierwsze kontakty między nimi miały miejsce w ramach Krajowego Duszpasterstwa Służby Liturgicznej, gdy Ksiądz Marian w latach 1968-94 pełnił posługę diecezjalnego duszpasterza służby liturgicznej. Wielokrotnie bywał na Kopiej Górce w Krościenku i przez wiele lat prowadził rekolekcje oazowe dla młodzieży i rodzin, będąc najpierw diecezjalnym moderatorem Ruchu Światło-Życie, a następnie do 2005 r. diecezjalnym moderatorem Domowego Kościoła, rodzinnej gałęzi tego Ruchu. Był bardzo lubiany i szanowany. Odczuwaliśmy to szczególnie w ostatnich miesiącach, gdy przyszło mu zmagać się z postępującą chorobą. Regularnie napływały do nas prośby od rodzin Domowego Kościoła diecezji drohiczyńskiej o odprawienie Mszy św. i modlitwę w intencji Księdza Mariana za wstawiennictwem sługi Bożego ks. Blachnickiego. Ksiądz Marian został zaproszony przez Chrystusa Sługę do udziału w wieczystej uczcie w Domu Ojca. Łączymy się w modlitwie ze wszystkimi uczestnikami pogrzebu i razem z Niepokalaną wielbimy Boga, gdyż „wielkie rzeczy uczynił dla nas Wszechmocny” przez życie i kapłańską posługę Księdza Mariana.

Ks. Roman Litwińczuk

Moderator Centrum Ruchu Światło-Życie

Pogrzeb… Pożegnanie przez przyjaciela, ks. Jana Komosę:

 

Drogi Księże Marianie,

 

Twoim odejściem uszczupliłeś naszą diecezjalną rodzinę kapłańską. Tkwiłeś w niej przez 44 lata swojej posługi całym sercem, całą duszą. Gdziekolwiek byłeś posyłany pozostawiałeś po sobie czytelne ślady gorliwej ofiarnej pracy kapłańskiej. Najpierw jako wychowawca młodzieży, następnie jako diecezjalny moderator Ruchu Światło-Życie budowałeś Kościół w sercach młodzieży. W tym mocno tkwiłeś, tym się cieszyłeś, iście młodzieńczą radością i pogodą ducha promieniowałeś. Wymagając od innych, wymagałeś od siebie. Żyłeś głęboką wiarą wypływającą z umiłowania Chrystusa i Kościoła, do którego należałeś. Uwidoczniło się to szczególnie w ostatnich latach nieuleczalnej choroby, która Cię spotkała. Zawsze byłeś pogodny i zdany na wolę Bożą. Nigdy z Twoich ust nie słyszeliśmy narzekania, jakiejkolwiek skargi. W ostatnich tygodniach Twojej choroby w naszych oczach, a mamy nadzieję i w oczach Boga, okazałeś się naprawdę dojrzałym do przejścia do Ojca po nagrodę za swoją mężnie znoszoną chorobę. W uroczystość Bożego Ciała, kiedy Cię odwiedziłem w szpitalu w Hajnówce, wypowiedziałeś dwa znamienne zdania. - Muszę ci powiedzieć, że teraz się przekonałem, jak wielką pomocą i siłą w cierpieniu jest wiara. I drugie zdanie: - W czasie tej choroby, którą przeżywam, lepiej zrozumiałem dlaczego właśnie przez cierpienie Chrystus zbawił świat. Za to świadectwo wiary, żywej wiary, jestem Ci ogromnie wdzięczny.

 

I my wszyscy winniśmy dziękować za Jego przykład pięknego życia kapłańskiego. Kochałeś Kościół jako Lud Boży, który przez ostatnie lata swego posługiwania autentycznie budowałeś oraz troszczyłeś się o jego świątynię. Cieszyłeś się ogromnie, że ten kościół hajnowski stawał się coraz bardziej sakralny, a ostatnio wewnątrz ubogacał się nowymi, czytelnymi, pięknymi malowidłami. W rozmowie często do tego wracałeś. Mimo nasilającej się choroby do końca swoich dni, na ile siły pozwalały, byłeś zaangażowany w życie parafialne: I Komunia święta dzieci, bierzmowanie…

 

Twoje życie kapłańskie było owocne i piękne. Piękna też i spokojna była Twoja śmierć w szpitalu klinicznym w Białymstoku. Zbudowani byli nią wszyscy, którzy Cię otaczali. A jeden z chorych, leżących z Tobą na sali powiedział: Bardzo bym chciał podobnie umierać. Wierzymy i ufamy, że sam Pan Bóg będzie dla Ciebie nagrodą.

 Żegnamy Cię, Drogi Księże Marianie, i do spotkania w Domu Ojca.

Ks. Biskup Antoni P. Dydycz na pogrzebie ks. Mariana 20.06.2007 r. :

 

Kiedy przybyłem do diecezji, pamiętam, że zaraz po ingresie udałem się na spotkanie z młodzieżą z Ruchu Światło–Życie i zobaczyłem, że to właśnie ówczesny proboszcz katedralny ks. Marian Świerszczyński jest moderatorem diecezjalnym. Byłem wielce zaskoczony, a jednocześnie uradowany, że to właśnie on z całym zaangażowaniem i z całym poświęceniem tej młodzieży zawierzył i z tą młodzieżą się związał.

Tekst z wspomnieniowego numeru „Dobrej Nowiny” Nr 6/2007

Czcigodny Ks. Dziekanie, Kochany Ks. Proboszczu, Marianie Świerszczyński!

Nasze pierwsze spotkanie miało miejsce w 1994 roku w Samułkach. Uczestniczyłam w pierwszych w życiu w rekolekcjach oazowych dla małżeństw. Uczestniczyło w nich kilkadziesiąt osób. Prowadziłeś je, ks. Marianie. Tam po raz pierwszy słuchałam Twoich kazań, konferencji i byłam zachwycona sposobem przekazu i treścią. Jadąc na rekolekcje miałam wiele pytań do Pana Boga i do samej siebie. Byłam na etapie poszukiwania prawdy i sensu życia. Słuchając Twoich słów, zastanawiałam się skąd znasz moje myśli? Znajdowałam w Twoich słowach odpowiedź na swoje wątpliwości. Miałam takie odczucie, jakbyś mówił tylko do mnie, w kontekście moich problemów, z którymi przyjechałam. Najbardziej jednak utkwiło mi w pamięci pewne zdarzenie. Podczas tych rekolekcji była przerwa między zajęciami, wszyscy śmiali się, rozmawiali, utworzyły się „grupki”. Stałam z mężem z boku i przyglądałam się, trochę zagubiona, może wystraszona. Było to nowe doświadczenie w moim życiu. W pewnym momencie podszedłeś do nas, ks. Marianie, stanąłeś między nami i objąłeś nas. Z Twoich ust popłynęły ciepłe i pokrzepiające słowa. Widziałeś nasze zakłopotanie. Zawsze umiałeś rozpoznać i ocenić sytuację. Ktoś mógłby powiedzieć, że to niby nic takiego, zwykły epizod. Jednak dla mnie ta chwila, wtedy, wiele lat temu, i teraz, gdy ją wspominam, ma wielkie znaczenie. Odbieram ją, ks. Marianie, jakby objęcie samego Pana Boga. Myślę, że to Bóg posługuje się drugim człowiekiem, aby okazać swoje zainteresowanie i Miłość.

Ks. Marianie, uważam, że byłeś dla mnie darem od Pana Boga. Po wyjeździe z rekolekcji wiele zmieniło się w moim życiu. Nasze drogi rozeszły się, ale jak się okazało, nie na zawsze. Po trzech latach mogłam tytułować Cię księdzem Proboszczem. Mając Cię w Hajnówce czułam, że mam w Twojej osobie anioła stróża. W trudnych chwilach mojego życia zawsze mnie wspierałeś dobrą radą, pocieszeniem i pomocą.

Ks. Proboszczu, to Ty nauczyłeś mnie wierzyć, a wiara jak sam mówiłeś, czyni cuda. Kochałeś Eucharystię. Mnie też się ta miłość udzieliła. Z Twoich ust słyszałam ciepło wypowiadane moje imię. Będzie mi tego brakowało. Umiałeś skierować słowa pochlebne, ale jak trzeba było, to upomnieć - jak ojciec. Za wszystko dziękuję.

Ufam, ks. Dziekanie, że jest Ci już dobrze, że nie odczuwasz cierpienia ani bólu, i że nadal będziesz mi aniołem stróżem, że z góry będziesz na nas spoglądał. 

 Ja natomiast, jak zawsze, będę modliła się za Ciebie i tęskniła za Tobą.

Twoja parafianka Krysia Ziuzia

 

Tekst z Niedzieli Nr 29/2007

„To, co we mnie niezniszczalne – trwa” 

18 czerwca na Oddziale Hematologii SzpitalaKlinicznego w Białymstoku zmarł ks. prał. Marian Świerszczyński, proboszcz i dziekan hajnowski. Jego 10-letni pobyt w Hajnówce w parafii pw. Podwyższenia Krzyża Świętego naznaczony był zmaganiem z nieuleczalną chorobą – był niesieniem krzyża, był podwyższaniem krzyża…

Kiedy w parafii umiera proboszcz – w jednej osobie dziekan, kanonik i prałat – rodzi się pokusa, by pisanym słowem zacząć wykuwać mu pomnik. Wydaje się konieczne ogarnięcie szerokim spojrzeniem jego 44-letniej posługi kapłańskiej, wymienienie wszystkich tytułów i zaszczytów oraz dzieł, które po sobie zostawił. I jest w tym jakaś racja, i pewnie tak trzeba, ale ja nie chcę już dziś z patosem pisać o człowieku, z którym rozstałam się zaledwie kilkanaście dni temu, któremu zawdzięczam wiele ciepła, wiele duchowego dobra. Łączyły nas Ruch Światło-Życie, gazetka parafialna, różne większe i mniejsze inicjatywy, ale nade wszystko miłość do Kościoła i parafii. Regularne kontakty pozwoliły mi poznać śp. Księdza Mariana od tej mniej oficjalnej strony.

 Był człowiekiem niemieszczącym się w sztywnych ramach, wymykał się schematom, nie pozwalał się zaszufladkować. W kontaktach z nim trzeba było postawić sobie niemałe wymagania, co z czasem okazało się niezwykle skuteczną drogą do pogłębienia wzajemnych relacji. Cenił ludzi szczerych, zaangażowanych, gorliwych. Nie oczekiwał od parafian pozbawionego głębszych treści aktywizmu. Szukał w człowieku, w jego działaniu, ducha, szukał przesłania. Potrafił zranić, ale potrafił też przeprosić. Umiał również przyjąć krytykę. Kiedyś, dawno temu, nasze relacje parafianka – proboszcz z jakichś tam względów mocno zaiskrzyły. Nastawiona na „nie” w kilkunastominutowym monologu zarzuciłam mu wcale niemało. Wysłuchał mnie, nie ze wszystkim się zgodził, a na koniec podał rękę. W tym geście wyciągniętej dłoni wydał mi się wielki. Później wiele razy pytał, co sądzę o tym czy o tamtym. I ja też pytałam, jak dziecko pyta ojca. Ja, szeregowa parafianka, pytałam o różne rzeczy mojego proboszcza. On – hajnowski dziekan i prałat – pytał o zdanie na różne tematy mnie, szeregową parafiankę. A niektórym wydawał się wyniosły... Tak narodziła się specyficzna relacja, która pozwoliła mi odkryć w śp. Księdzu Marianie człowieka niezwykłej wrażliwości, wrażliwości mocno komplikującej mu życie, człowieka patrzącego na wiele spraw w szerokiej i dalekiej perspektywie, sięgającego wzrokiem często poza ogólnie dostępny horyzont. Nie był z kryształu. Był człowiekiem z krwi i kości, zmagającym się ze słabościami własnego charakteru, a także z obezwładniającą słabością fizyczną. Ale był też człowiekiem wielkich pragnień, dotyczących Kościoła. Już bardzo, bardzo słaby ciągle pragnął parafii lepszej, gorliwszej, tętniącej życiem. Wobec postępu choroby zadziwiał niezwykłą troską nie tylko o wielkie parafialne dzieła, ale też o drobne detale kościelnej rzeczywistości. Autentycznie cierpiał, gdy coś kulało. Buntował się przeciwko letniości i bylejakości ludzkich postaw. Wiedział, czego chce, a jeszcze bardziej – czego nie chce. Często obierał kierunek pod prąd. Był w dążeniu do celu wytrwały i konsekwentny, a czasami niepoprawnie uparty. Wielu jego działaniom towarzyszyło wybiegające w przyszłość, poszukujące wyższych racji przesłanie. Utrudniało to nieraz zrozumienie niektórych jego postaw i poglądów, które dopiero z czasem odkrywało się jako słuszne. W ostatnim czasie, kiedy go rano odwiedzałam, prosił: „Poopowiadaj coś,bo ciężko mi mówić”, ale gdy wieczorem stawał przy ołtarzu – zadziwiał – mówił i do końca sprawował Eucharystię. Przy ołtarzu zapominał, że jest chory. Tylko pokonywać schody pomagali mu ministranci. Chudł w oczach. Miało się wrażenie, że jego ciało z dnia na dzień kurczy się dramatycznie, natomiast dusza... rośnie. Nie poddał się do końca. Nie czekał na śmierć bezradnie i bezczynnie, po prostu ją przyjął, gdy przyszła.

Jego obraz jest dla mnie zbyt świeży, by go matowić, pudrować, odlewać z brązu. Jest jeszcze ciągle żywy i pełen wpółprzerwanych proboszczowskich planów i niezrealizowanych pragnień. Dziękuję Bogu za Domowy Kościół, za obecność śp. Księdza Mariana w życiu mojej rodziny, dziękuję za moje przy nim duchowe dorastanie, bo „diament szlifuje się diamentem, a dusze – duszami”.

Małgorzata Galuchowska

Jeżeli ktoś z Was wie skąd pochodzą niepodpisane zdjęcia, lub ma jakieś inne,

którymi może się podzielić ze wspólnotą -

- proszę o kontakt, uzupełnijmy wspólnie naszą historię...